Gwiezdne wojny i Ty – jak to się zaczęło?
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce… a tak bardziej precyzyjniej, to w roku 2000, kiedy mój tata przyniósł z lokalnej wypożyczalni VHSów kasetę o intrygującym dla mnie wtedy tytule Gwiezdne wojny: Mroczne Widmo. Mimo mojego młodego wieku, nie było opcji, bym przegapił wieczorny seans z rodzicami! Dobrze pamiętam emocje towarzyszące mi podczas seansu oraz to, jak mocno zafascynował mnie ukazany w filmie wszechświat. Jak rodzice kładli mnie spać, pod nosem nuciłem Duel of the Fates, a stary kij od mopa (oczywiście czerwony ?) stał się moim pierwszym mieczem świetlnym. Tata widząc, jakie wrażenie zrobił na mnie Episode I, przyniósł mi kolejną kasetę – tym razem opatrzoną podtytułem Nowa nadzieja. Byłem mocno zdziwiony, czemu na okładce są inne postacie, a Epizod oznaczono numerem IV a nie II, ale przeszkadzało mi to tylko do momentu, kiedy na ekran wkroczyli szturmowcy, a zaraz po nich Vader… o ja pie… Powiedzmy, że wtedy już całkiem wsiąkłem w świat odległej Galaktyki i tak w zasadzie pozostało po dziś dzień.
Co spowodowało, że postanowiłeś wstąpić do Legionu?
Nie jestem pewien, kiedy pierwszy raz usłyszałem o Legionie. Wydaje mi się, że było to przy okazji Rose Parade w 2007… Widok tych wszystkich, żywcem wyjętych z filmów szturmowców w naszym świecie działał na wyobraźnię! Jednak wtedy pomyślałem tylko, jak to super, że są na świecie ludzie, którzy potrafią dawać tyle radości swoim hobby. Dopiero lata później natknąłem się w Internecie na forum Polish Garrison i dowiedziałem się, czym naprawdę jest 501st i na czym polega jego misja i tak mój szacunek do organizacji tylko wzrósł. Nieco później na lokalnym evencie poświęconym grom wideo spotkałem ekipę z Polonia Minor Squad i odkryłem, że działają również w Krakowie. Myślę, że moją chęć dołączenia do Legionu spowodowało właśnie to, iż swoim hobby będę mógł pomóc innym, wywoływać radość na twarzach dzieci… I tak Legion przestał być mistycznym stowarzyszeniem zza Oceanu, a okazał się działać tuż obok, w moim mieście.
Dlaczego akurat Imperium?
Tak po prawdzie to Imperium nie było moim pierwszym wyborem… Choć zawsze podobali mi się szturmowcy, to jednak należę do pokolenia prequeli i pomimo ich licznych wad, głupotek i czasem strasznie kulejącego CGI (co nawiasem mówiąc, zacząłem widzieć dopiero po latach), to z tą właśnie historią dorastałem. Szczególnie mocno fascynował mnie okres Wojen Klonów, dlatego też moim pierwszym wyborem była Wielka Armia Republiki. Jednak często chcieć a móc to dwie różne rzeczy. Tak też, niestety, było i tutaj. Strój klona jest jednak mocno kłopotliwy w kompletowaniu… W ten sposób, sugerując się pomocnymi uwagami ludzi z Krakowa, zdecydowałem się zasilić szeregi Imperium i naszej Piaskownicy (jak nazywamy oddział polskich Sandtrooperów). Jednak Armii Klonów nie powiedziałem jeszcze nie…
Który ze swoich trzech kostiumów lubisz najbardziej?
Ciężko jest odpowiedzieć na takie pytanie! Aktualnie posiadam stroje Sanda, Tuskena i Shore’a. Każdy z nich lubię za coś innego, ale też każdy z nich ma swoje minusy. Sanda mogę założyć wszędzie i będzie wywoływał „efekt WOW”, bo to szturmowiec – tylko brudny. Jednak ruchy są w nim ograniczone. Tusken to z kolei pełna swoboda i możliwość wygłupiania się, ale tu dla odmiany w masce widoczność jest mega ograniczona, a przy moim wzroście trzeba uważać, gdzie się idzie. Shoretrooper również wywołuje zachwyt, ruchy są mniej ograniczone niż w Sandzie, ale że to malowana zbroja, szybciej się zużywa i wymaga więcej napraw. Tak po głębszym zastanowieniu, myślę, że Sanda lubię najbardziej, ale z Shore’em wygrywa tak o włos.
Skoro o tym mowa, posiadasz jedyną w naszym Garnizonie zbroję Shoretroopera. Ile czasu zajęło Ci jej skompletowanie. Było to łatwiejsze czy trudniejsze niż w przypadku Sandtroopera?
Ooo, zdecydowanie trudniejsze. Głównie dlatego, że strój Sanda jest u nas dość popularny i we wszystkie elementy można się bez większych problemów zaopatrzyć na naszym rodzimym podwórku. Z Shore’em było trochę inaczej… ale od początku! Myśl o zrobieniu tej zbroi pojawiła się przy okazji teasera do Rogue One, gdzie zobaczyłem ich po raz pierwszy. Nie miałem jednak pojęcia, jak się do tego zabrać. Pierwszy element – ładownicę – zdobyłem w 2016. Jakoś rok później udało mi się zaopatrzyć w blaster… Jednocześnie wertowałem fora, grupy na Facebooku, zagadywałem ludzi z innych garnizonów, prosząc o porady i sugestie. Ogólnie skompletowanie wszystkich elementów zajęło mi prawie 2,5 roku. Jednak to tylko część sukcesu. Większym wyzwaniem było poskładanie i wykończenie tego wszystkiego. Byłoby to pewnie jeszcze trudniejsze, gdyby nie pomoc i wsparcie kilku osób, którym jestem za to bardzo wdzięczny. Finalnie, pomimo tych wszystkich trudności, udało się… i co mogę dodać? Warto było…